Ponglish w pracy, czyli słownik korpo-mowy

2014-03-07

Branżowy żargon zwany również korpo-mową czy ponglishem wszedł na stałe do polskich biur. Czy jego istnienie jest przejawem zapatrzenia w firmy zachodnie czy są jakieś praktyczne powody jego stosowania?


3 rodzaje slangu biurowego

 

Serwis pracy Praca.pl analizując współczesną nowomowę korporacyjną zauważa, że można wyróżnić  trzy grupy stosowanych przez pracowników neologizmów. Są to:

  • słowa lub zwroty derywowane bezpośrednio z języka angielskiego – tzw. ponglish (np. zforłardować maila);
  • akronimy typu dostarcz to na asap - czyli jak najszybciej (od ASAP – as soon as possible);
  • słowa lub zwroty charakterystyczne dla określonej organizacji (np. klepanie kapci – wpisywanie zabezpieczenia „captcha” na stronie internetowej);

„Wszystkie te formy neologizmów biurowych składają się na współczesny język wykorzystywany w firmach, który niekiedy staje się mocno hermetyczny.” - komentuje prezes Praca.pl Krzystof Kirejczyk.

Slang biurowy nie tylko w korporacji

Czy żargon biurowy jest charakterystyczny jedynie dla dużych firm? Niekoniecznie. Wprawdzie rzeczywiście międzynarodowe korporacje mają największą tendencję do wykorzystywania tzw. ponglishu. „W dobie powszechnej globalizacji, gdy mamy do czynienia z silnym przenikaniem się kultur do użytku w języku polskim wchodzi wiele określeń anglojęzycznych, a niektóre z nich ulegają pewnym spolszczeniom. Ze względu na potrzeby użytkowe ponglish, z którym mamy do czynienia w życiu codziennym różni się od tego stosowanego w korporacjach.” – mówi dr Ewelina Jurczak, Marketing Manager, Luxoft, specjalista z zakresu kształtowania zachowań ludzkich. Trudno nie zgodzić się z opinią dr Jurczak– w życiu codziennym nie mówi się bowiem o prasowaniu czy zakupach jako codziennym tasku, a rodzina, dla której przygotowujemy obiad nie jest targetem działań.

Specyficzna nowomowa występuje również w określonych branżach. Tworzenie nowych słów podczas gdy można się posługiwać ich zagranicznymi odpowiednikami jest uznawane często za bezsensowne. Innym powodem może być też zbyt szybki rozwój branży i w związku z tym nienadążanie z tworzeniem polskich odpowiedników zagranicznych słów. Oba te procesy występują np. w branży reklamowej. Łukasz Ludkowski, Senior Creative Manager z agencji reklamowej Biuro Podróży Reklamy komentuje - „Nie wiem jak w innych branżach, ale w naszej specyficzne słownictwo to ważna część komunikacji, czy to wewnętrznej, czy z klientem. Wynika to z tego, że po transformacji w ’89 r. nie znaleźliśmy polskich odpowiedników na zachodnie definicje, a większość agencji, która wtedy powstała była sieciowa i to słownictwo „przyszło”, jak wszystko, z Zachodu. Ten specyficzny slang zaczął być używany na co dzień i zakorzenił się od tamtej pory dość mocno w naszym języku. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiem. Na dzień dzisiejszy jest to sprawa czysto estetyczna, czy ktoś chce być copywriterem czy kopisarzem, a w najlepszym wypadku słowomistrzem”.

Traci język – zyskuje komunikacja

Na żargon biurowy często oburzają się językowi puryści. Skoro można powiedzieć (po polsku) mam zadanie do zrobienia, to dlaczego mówić boss dał mi esajment? Pracownicy międzynarodowych korporacji widzą jednak korzyść w slangu. Według Macieja Stawiszyńskiego, Project Managera z Motoroli, korpo-mowa jest potrzebna i użyteczna. „Pracując w branży IT już prawie 10 lat zaobserwowałem, że powód, dla którego używamy tak specyficznego języka jest po prostu pragmatyczny. Używając języka zbliżonego do języka naszych kontrahentów i współpracowników, głównie anglojęzycznych, jesteśmy w stanie doskonale z nimi się porozumieć. Dla przykładu, rozmawiając o releasie zamiast o wydaniu kolejnej wersji softwaru, czyli oprogramowania, wiemy dokładnie, o czym mówimy. Takie sformułowania pojawiają się w rozmowach z kolegami ze Stanów Zjednoczonych czy Indii. Dzięki temu podczas rozmów telefonicznych czy video konferencji jako inżynier nie muszę zastanawiać się, jakich słów użyć, by odpowiednio przetłumaczyć na angielski to, co chcę powiedzieć. Niestety nie mam umiejętności myślenia po angielsku i układania zdań w głowie w innym języku niż mój macierzysty zanim je wypowiem. Stąd używanie słownictwa podobnego do tego, jakim posługujemy się w kontaktach z kolegami z innych centrów Motoroli daje mi pewność, że jestem doskonale zrozumiany.” - wyjaśnia Stawiszyński.


Przeczytaj także: