Czasy mistrz-uczeń odeszły do lamusa. No cóż, jako ojciec gromadki dzieci (a dziś też i belfer), jednak spróbuję.
Jak osiągnąć sukces w branży finansowej?
Aby osiągnąć prawdziwy sukces, trzeba zrozumieć, że to TY sam, a nie sukces, jesteś najważniejszy. W życiu nie chodzi o kasę, opinię innych, wizerunek itp., ale o szczęście, czyli o Ciebie samego! Jakkolwiek zabrzmi to banalnie, nie ulega wątpliwości, że jesteś niepowtarzalny. Często porównujemy się do innych, czerpiemy satysfakcję z uznania. Nie mam wątpliwości, że jeśli to jest głównym motywem działania, to jesteś już na starcie na straconej pozycji. Uwierz mi, widziałem to wielokrotnie! Tylko Ty możesz, choć jest to bardzo trudne zadanie, odkryć, czego tak naprawdę potrzebuje Twoje serce, jakie są Twoje prawdziwe marzenia. Jak to zrobić?
Po pierwsze: nie kopiuj innych. Nawet tych „najwspanialszych”. Przyglądaj się im, badaj, ale Twoje życie i Twój sukces powinien być skrojony na Twoją miarę! Kopiowanie to droga do… frustracji. Po drugie: nie ograniczaj „sztucznie” swoich opcji, żeby być „goody-goody”. Młodzi ludzie często nie doceniają swojej siły. Gdyby zmierzyć poziom Twojej energii i porównać do np. mojego, zobaczyłbyś, że jest pomiędzy nami… przepaść, na Twoją korzyść! A wierz mi, jestem wciąż człowiekiem pełnym pasji. To nie schlebianie, to dla Ciebie zadanie, z którego nie możesz się wykręcić.
Oznacza to, że jesteś wezwany, aby próbować, ryzykować. Ryzyko wplecione jest w nasze życie. Nie rezygnuj z oferty stażu czy pracy tylko dlatego, że nie jest to dokładnie to, o czym marzyłeś (czy naprawdę już wiesz, co jest Twoim powołaniem?). Wykonaj swoją robotę jak najlepiej, czerp maksymalnie z miejsca, gdzie jesteś, a zobaczysz szybciej, niż myślisz, czego naprawdę pragniesz. Nie strać tego czasu. On (i Twój poziom energii) już się nie powtórzy.
Pozwólcie, że teraz w skrócie opowiem Wam, jak ja podążałem, często po omacku, za tymi radami. W 1989 roku miałem kończyć swoją edukację. Zamiast tego skończył się komunizm, co oznaczało czas niebywałych możliwości. Oferty pracy, jakie wtedy dostałem, były bajeczne. Ale, ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu, w moim sercu po raz pierwszy w życiu pojawiła się myśl: „Ja chcę się uczyć!”.
Zacząłem szukać możliwości wyjazdu na stypendium za granicę. Nigdy na żadnym wcześniej nie byłem. Nie było w tamtych latach wielu ofert, ale – znów ku mojemu zdziwieniu – dostałem aż dwie: na elitarny uniwersytet w Oksfordzie oraz prowincjonalny w… Bangor w Walii. Pomimo presji ze strony znajomych wybrałem to drugie (jak się potem dowiedziałem, oferowane było ono jednorazowo przez byłych lotników RAF w dowód wdzięczności dla Polski za 1940!). Nie potrzebowałem prestiżu, ale wiedzy, a Bangor oferował mi solidną bazę: studia magisterskie, kolokwia i egzaminy.
Po studiach magisterskich otrzymałem z Walii propozycję pracy na uczelni i stypendium doktoranckie. Jakież było moje zdziwienie, gdy po latach okazało się, iż na rynku finansowym zarabiałem nie mniej niż moi koledzy, którzy „poszli w prezesury” już w 1990 roku. A to przecież nie wszystko. W Bangor poznałem moją żonę, a poprzez nią naszych pięć córek i jednego syna. Słuchanie serca opłaciło się nie tylko w wymiarze finansowym.
Jadąc do Walii, nie wiedziałem, że zostanę finansistą. Byłem jednak otwarty i ciężko pracowałem. Finansistą stałem się dzięki temu, że dobrze wykorzystałem dany mi czas. Pewnych rzeczy nie można nadrobić.
W swoim życiu podjąłem jeszcze kilka innych niestandardowych decyzji dotyczących kariery zawodowej. Zawsze wychodziłem na nich dobrze, gdy naprawdę słuchałem swojego serca.
Ważne jest, by rozpoznać swoją drogę, nie bać się, nie dać sobie wmówić, że „się nie nadaję”, mieć otwarte oczy, słuchać siebie, próbować, nie odpuszczać, raczej kończyć podjęte zobowiązania, niż zawracać w połowie drogi.
Nie musisz oczywiście korzystać z tych rad, choć ufam, że są one na tyle ogólne i pojemne, że zmieścisz się w nich ze swoją niepowtarzalną historią. Daj sobie szansę, aby rozpoznać, gdzie jest TWOJE miejsce na świecie i TWÓJ sukces.
Tomasz Berent
Czytaj także: Płace w Polsce wkrótce będą jawne. „Nie jesteśmy na to gotowi” – ocenia ekspert rynku pracy